„… w późniejszych czasach odstąpią niektórzy od wiary i przystaną do duchów zwodniczych i będą słuchać nauk szatańskich (…) zabraniać zawierania związków małżeńskich”. (1 Tm 4.1-3)
"Natura mówi o małżeństwie, a co jest poza naturą, jest wynaturzeniem" - biskup Tadeusz Pieronek. Okazuje się, że ożywiona przyroda jest z natury poligamiczna i zmiennopartnerska. Czy zatem księża katoliccy nie żenią się z zasady, a zakonnice - uchowaj Boże - nie wychodzą za mąż? Czy zatem celibat jest też jedną z form wynaturzenia?
Wynaturzenia moralne w szeregach rzymsko-katolickiego kleru dotkniętego przymusowym bezżeństwem są tak długie… jak historia celibatu. Czy można dobrowolnie żyć w tak narzuconej „czystości"? Prawidłowo rozwinięta osobowość, nawet pomazana świętymi olejami i pozostająca pod stałą pieczą Ducha Świętego nie toleruje i nie zdzierży abstynencji płciowej.
Całą klasę młodych - w sile wieku ludzi płci obojga - celibat stawia poza nawiasem życia społecznego we wszystkim, co dotyczy elementarnego instynktu i jednego z najsilniejszych dążeń ludzkich.
Czynności narządów płciowych stanowią przyrodzoną właściwość, więc jako takie nie mogą być sprzeczne z pojęciem moralności. To Kościół deprawuje naturalny, ludzki popęd do uszlachetniania gatunku. Katolicyzm bowiem całe życie seksualne człowieka (nawet to małżeńskie!) ogłosił nieczystym. Wśród apostołów byli żonaci mężczyźni, którzy mieli dzieci. Piotr, uczeń Zbawiciela, rzekomy pierwszy papież, również był żonaty, a Jezus uzdrowił nawet jego teściową, kiedy leżała w łóżku złożona niemocą. Jeden z żydowskich filozofów, Ben Chorin, utrzymywał, że Jezus był żonaty. Chrystus zresztą od kobiet nie stronił, a wręcz przeciwnie, lubił bardzo ich towarzystwo. Nowy Testament nie wspomina o dziewiczości lub bezżenności przełożonych Kościoła. Nie przypisuje się w nim temu zagadnieniu żadnego znaczenia. Celibat nie wynika z nauk Jezusa. Zresztą „duchowieństwo" w ogóle nie istniało w pierwszym Kościele.